Pięć sposobów jak zachęcić dziecko do czytania i szósty z książeczką gratis

Zachęceni plakatem i ulotkami dołączyliśmy do akcji „Mała książka. Wielki człowiek”.  Mieliśmy też kilka książek do oddania, więc tym chętniej wyciągnęłam Młodego do biblioteki. „Wyciągnęłam” – właśnie to słowo, bo od jakiegoś czasu mój, do tej pory zapalony czytelnik, mniej chętnie sięga po książki. Przegrywają z innymi aktywnościami: zabawą w budowanie miasta i akcje strażacko-policyjne i niestety też z oglądaniem animacji. Ale matka się nie poddaje!

Po pierwsze: dobry przykład

Staram się, aby Młody widział mnie czytającą książki. Nie jest to dla mnie szczególny wysiłek, bo czytać lubię, ale jednak to mała akrobatyka, żeby znaleźć taką chwilę w napiętym planie dnia. Książek jest w naszym domu dużo i mimo zapędów w stronę minimalizmu – chyba nigdy się ich nie pozbędziemy. Jednym z powodów są właśnie dzieci. Chcę, aby mogły z łatwością sięgnąć po dowolną książkę.

Zdarza mi się też kupować książki na wyrost np. „Sen Alicji czyli jak działa mózg”. Dla mojego trzy latka za poważna, ale za jakiś czas mam nadzieję, że z przyjemnością się w nią wspólnie zanurzymy. Tymczasem zdarza mi się usiąść na pięć minut w fotelu z powieścią. Ostatnio Młody widząc to przerwał zabawę, wdrapał mi się na kolana i poprosił, żebym przeczytała na głos. Mój pech, że była to akurat „Toń” Marty Kisiel i to fragmenty, z których bardzo trudno było mi się wytłumaczyć. Sięgnęłam wtedy jednak po tajną broń w postaci nowej pozycji, czyli…

Po drugie: proponowanie

Niestety minął już ten czas, kiedy Młody kilkanaście razy w ciągu dnia biegł do półki z książeczkami i prosił o czytanie. Może to i dobrze, bo „Mam przyjaciela strażaka” umiem przez to na pamięć! Czasy wielokrotnego czytania jednej pozycji też minęły. Teraz zdarza się, że to ja proponuję lekturę. Młody czasem dołącza z chęcią.  Ceni sobie nowości i chyba w dodatku lubi dreszczyk emocji. Prosił mnie nawet o książkę o duchach – macie może namiary na takową? Tymczasem zaproponowałam mu kryminał  „Kto zabrał okulary?”. Reakcja entuzjastyczna, jak już dawno nie było. Nie jestem w stanie kupować wszystkich książek, które bym chciała. Mam jednak to ogromne szczęście, że Miejska Biblioteka jesto rzut beretem.

Po trzecie: wycieczki

Dla mnie wyjście do biblioteki to raczej przygoda niż przykry obowiązek. I takie podejście prezentuję Młodemu. Pozwalam mu buszować wśród regałów, wybierać pozycje do pożyczenia. Całkiem sprawnie opanował już rytuał oddawania i pożyczania książek. Wielka zasługa w tym też pań bibliotekarek, które cierpliwie pozwalają na harce, z ciepłem i uśmiechem przyjmują oddawane książki i przekazują nowości. Ostatnio jedna z pań z wielkim przejęciem wręczała Młodemu Kartę Młodego Czytelnika ze wspomnianego przeze mnie programu.

Pierwsze wiersze dla…, Książką połączeni oraz Karta Małego Czytelnika

Po czwarte: „Mała książka. Wielki człowiek”

Przyznam szczerze – nie śledziłam ostatnio poczynań Instytutu Książki i cała akcja niejako mnie zaskoczyła. W związku z tym bardzo się cieszę, że udało mi się natrafić na ulotki w przedszkolu, choć pewnie i tak byśmy do biblioteki trafili prędzej czy później. Nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać, w dodatku okazało się, że jako pierwsi dołączyliśmy do programu w naszej Bibliotece. Jest on skierowany do dzieci urodzonych w 2015 roku oraz noworodków. Więcej na ten temat można przeczytać na stronie wielki-czlowiek.pl. Dostaliśmy pakiet: książka dla dziecka i druga dla rodzica. Synek otrzymał także „Kartę Małego Czytelnika”, na którą może zbierać naklejki sówki. Kiedy karta się nimi wypełni, przyjdziemy po dyplom. Młody ma gen zbieracza. Na szczęście jest obojętny na urok Słodziaków, ale ta karta z naklejkami go zaintrygowała. Mam więc nadzieję, że chęć zebrania wszystkich sówek tym bardziej zachęci go do wycieczek bibliotecznych.

Tył karty Małego Czytelnika

 

Czy warto?

Choćby dla otrzymania samej książeczki z wierszami – WARTO! Jest to porządnie wydana, kartonowa pozycja z klasycznymi wierszami dla dzieci. Pewnie większość tekstów jest rodzicom znana. Za to ilustracje, to zupełnie inna jakość! Są przepiękne! Wykonane przez duet Ewy i Pawła Pawlaków zachwyciły zarówno mnie, jak i mojego trzylatka. Młody wpatrywał się w nie długo po tym, jak skończyłam czytać wiersz. A i ja także zwróciłam oko na niejeden szczegół czy pomysłowe wykorzystanie materiałów np. tu w ilustracji wiersza „Lato”.

Il. Ewa Kozyra – Pawlak, Paweł Pawlak

W książce dla dorosłych znajdziemy potwierdzenie intuicji, która mówi, że warto czytać dziecku już od samego początku, a także jakie korzyści z czytania wynosi dziecko w wieku od 0 do 3 lat, od 3 do 6 oraz od 6 do 10. Mamy tu także mini poradnik, jak szukać wartościowych pozycji oraz zbiór wyliczanek, które można wpleść do zabaw z dzieckiem. W akcji bierze udział prawie 800 bibliotek! Warto przejść się do najbliższej i sprawdzić. A jeśli nawet nie uda się zdobyć książeczki, to może w samej bibliotece znajdzie się coś ciekawego? Lista bibliotek biorących udział w programie dostępna jest tutaj.

Po piąte: ułatwianie dostępu

Kiedy zauważyłam, że Młody rzadziej sięga po książki z ze swojej biblioteczki miałam dwie myśli: znudził się – trzeba kupić nowe oraz jest ich za dużo – trzeba ograniczyć wybór. Dwie sprzeczne myśli. Wybrnęłam z tego ambarasu z pomocą męża i półeczek z Ikei. Kącik z zabawkami Młodego został wzbogacony o dwie półki z rantem, na których można ustawić książki okładkami do przodu. Wygląda to świetnie i zachęcająco. Okazało się to również sukcesem – zdarzyło mi się już podpatrzeć, jak Młody sięga po tak wystawioną książkę i ją z zainteresowaniem przegląda. Z własnej woli!

Po szóste: zamiana ról

Wraz z pojawieniem się Juniora, na nasz regał wróciły także książeczki kontrastowe. Widzę, że dla starszaka przyjemnością jest pokazywanie ich młodszemu. To, że może je komuś „czytać”, być w tym procesie bardziej aktywny zmieniło jego sposób myślenia o książkach. Mam nadzieję, że wraz z rozwojem młodszego brata, będzie się rozwijał także jako czytelnik i opowiadacz. Pamiętam z dzieciństwa taką scenę: moja młodsza siostra „czyta” jeszcze młodszej jeden z wierszy Brzechwy wydany jako kartonowa książeczka. Jest w takim wieku, że o prawdziwym czytaniu nie ma mowy, po prostu umie ten wierszyk na pamięć i odpowiednio przewraca strony. Najmłodsza słucha z zainteresowaniem. W pewnym momencie książeczka się skończyła, ale wiersz jeszcze nie. Co zrobiła moja pomysłowa siostra? Otworzyła ją od nowa jak gdyby nigdy nic. Chciałabym zapamiętać takie urocze scenki, także z dzieciństwa moich synków.

 

Wiem, że nie uda mi się wychować dziecka z dala od środków masowego przekazu. Co z tego, że w domu nie mamy telewizora! Młody doskonale wie, że u dziadków da się oglądać bajki. Mało tego – wie, że może je oglądać również na naszych komputerach, telefonach czy tabletach. Nie walczę z tym, co tu dużo mówić – czasem to jest dla mnie ułatwienie. Mogę w czasie bajki na przykład spokojnie uśpić Juniora. Nie chcę jednak dopuść do sytuacji, w której czytanie całkowicie przegrywa z oglądaniem. Widzę po Młodym, że wspólne czytanie albo chociaż oglądanie ilustracji wpływa na niego, zmusza do myślenia, reakcji, buduje więź. Zaś podczas oglądania filmików i animacji zdarza mu przechodzić w niepokojący stan ameby. Dlatego cieszą te małe sukcesy, kiedy widzę, że sam sięga po książkę, prosi o wspólne czytanie, analizuje ilustracje lub choćby bawi się w naukowca, który musi sprawdzić jakieś szalenie ważne informacje w książce.