Rozszerzanie diety – nie rób tego swojemu dziecku

Brewka mi skacze, kiedy widzę półleżące niemowlaki karmione papką, wypychające językiem jedzenie razem z łyżeczką podsuwaną przez pełnego napięcia rodzica. Bez złych intencji karmione oczywiście, z miłością przecież. A jednak odczuwam dyskomfort. Mam przed oczami obraz siusiającej i gadającej lalki karmionej przez uroczą dziewczynkę w reklamie, a nie opiekę matki nad faktycznym niemowlęciem.

Od czego zacząć rozszerzanie diety niemowlęcia?

Juniorowi stuknęły cztery miesiące. Należę do kilku grup skupiających mamy dzieci w podobnym wieku i z mocno mieszanymi uczuciami obserwuję wyścigi po pierwszą marcheweczkę. Jakby dla pierwszej, która da dziecku zaznać błogiego smaku zawartości słoiczka, była niesamowita nagroda. I jakby w dodatku koniecznie musiałaby to być marchewka. Niektóre nie dociągają nawet do tego 17 tygodnia, jakby odczekanie np. dwóch brakujących tygodni było męką ponad siły. O dawaniu jabłek do polizania dwumiesięczniakom już wolałabym zapomnieć.

99% tych dzieci jeszcze nie siedzi. Zaryzykowałabym, że nawet 100%, ale nie chcę dostać po głowie krzywą Gaussa. Dobrze, jak się zdarzy, że są sadzane na kolanach u rodzica. Gorzej, że najczęściej w bujaczkach, leżaczkach czy fotelikach samochodowych. Nie mam aż tak stalowych nerwów. Wyciąganie dziecka z łupiny fotelika samochodowego nie przychodzi mi łatwo. Nie chcę wyobrażać sobie, jak długi byłby czas mojej reakcji, gdyby karmione papką w foteliku niemowlę się zadławiło. A gdyby jeszcze było przypięte pasami?

Od czego zacząć zatem rozszerzanie diety swojego dziecka? Moim zdaniem na pewno nie od zakupów! Dużo lepszym rozwiązaniem jest przyjrzenie się dziecku, jego reakcjom i umiejętnościom. Warto byłoby też poznać aktualne zalecenia odnośnie karmienia, ale nie tabelę, która nie wiadomo czemu nie jest aktualizowana, ale tekst. A on mówi jasno – jest pełna dowolność w tym, jaki produkt wprowadzić jako pierwszy. Dodatkowo nie zmydlisz oczu niemowlakowi na długo marchewką, jeśli cała reszta rodziny będzie wsuwać bez opamiętania czipsy.

Kiedy rozpocząć rozszerzanie diety dziecka karmionego piersią, a kiedy mlekiem modyfikowanym?

Są oznaki gotowości dziecka do rozszerzania diety. Jest ich pięć i młodzież musi spełnić wszystkie, żeby wprowadzanie stałych produktów miało sens. Nie ma znaczenia czy jest karmione mlekiem mamy czy modyfikowanym.

  1. Samodzielne siedzenie (nie oznacza to, że musi samo siadać, wystarczy, że posadzone siedzi).
  2. Chwyta jedzenie i wkłada je do ust (a nie czasem uda mu się coś chwycić i trafi do buzi albo nie).
  3. Nie ma odruchu wysuwania wszystkiego z buzi.
  4. Potrafi żuć i przeżuwać (ciekawe jak ma tę umiejętność doskonalić na samych papkach?)
  5. Wykazuje zainteresowanie jedzeniem.

O punkt piąty, to chyba ulubiony argument wszystkich rozszerzających dietę niemowlakom już po 4 miesiącu. „A, bo on tak patrzy, jakby też chciał zjeść”. A tymczasem dzieci są naturalnie zainteresowane tym, co ludzie robią w ich otoczeniu. W ten sposób się uczą, obserwują, jakie zachowania gwarantują przetrwanie na tym wielkim nieznanym świecie. Równie szczęśliwe, co z marcheweczki było by pewnie nawet gdyby dostało do zabawy czystą łyżkę. Gdybym brała to patrzenie za jedyny wyznacznik zielonego światła do rozszerzania diety, to moje dziecko musiałoby dostać na pierwszy posiłek kota albo wóz strażacki starszego brata albo samego starszego brata. Nie dziwi mnie też fakt, że dzieciaki zwykle bardzo się cieszą z tych pierwszych łyżeczek. Mają nową zabawę, pełne zainteresowanie rodziców. Czego chcieć więcej?

Zalecenia – Święty Graal

Oficjalne zalecenia Polskiego Towarzystwa Gastrologi, Hepatologii i Żywienia Dzieci mówią o rozpoczęciu rozszerzania diety między 17 a 26 tygodniem życia dziecka. Nie oznacza to, że w momencie wybicia dokładnie 17 tygodni od porodu należy nafutrować dziecko dynią, ziemniakiem czy innym jabłkiem. Nie oznacza to także, że jeśli do końca szóstego miesiąca Twoje dziecko nie będzie jadło michy rosołu, zakąszało schabowym i wciągało butlę kaszy na noc, to poniesiesz klęskę wychowawczą, nigdy nie odzwyczai się od mleka, a Ty matko karmiąca utkniesz z dzieckiem u piersi na wieki. Naukowcy rozmyślili się już odnośnie precyzyjnego momentu wprowadzania do diety glutenu i innych produktów alergizujących. Nie ma określonej kolejności wprowadzania (osobno oczywiście) żółtka jajka, białka jajka i skorupki. Skąd więc ten pośpiech? Skąd ta nerwowość w kontekście rozszerzania? Skąd tyle emocji?

Konsekwencje zbyt wczesnego rozszerzania diety

Zastanawiam się: skąd we mnie tyle niezgody na to wczesne rozszerzanie? Czy to dlatego, że naczytałam się o korzyściach wyłącznie piersią przez pierwsze sześć miesięcy życia? Chcę przestrzegać innych, że intensywne rozszerzanie diety może prowadzić do zbyt wczesnego odstawienia mleka? Znam przypadek, w którym miało to miejsce już w ósmym miesiącu! Tak – z powodu zbyt gwałtownego rozszerzania diety dziecko zrezygnowało z mleka matki, a także modyfikowanego już w ósmym miesiącu życia. A może przeraża mnie ta wizja dzieci dławiących się w fotelikach samochodowych? Irytuje proponowanie niemowlakom nowych pokarmów, jako radę na słabe przybieranie na wadze, bez zdiagnozowania przyczyny?

Najbardziej mnie wkurza w karmieniu niesiedzących niemowląt odbieranie im kompetencji i wolności! Zaspokajanie głodu to jedna z najbardziej podstawowych potrzeb. Czyż także oddychamy za swoje dzieci? Dlaczego ubezwłasnowolniać je w takim razie w zaspokajaniu głodu? Dlaczego sprowadzać je do roli przedmiotu, który trzeba nakarmić, zamiast pozwolić podmiotowo na wolność swobodnego odkrywania własnych umiejętności i smaków?

Dziecko to nie zabawka. Z radością samo sięgnie po jedzenie, kiedy będzie na to gotowe. Kiedy już nasyci się obserwowaniem, poćwiczy na niejadalnych przedmiotach i własnych dłoniach. Jest też integralne – jego jelita nie dojrzewają magicznie wcześniej niż mięśnie odpowiedzialne za siadanie czy połączenia nerwowe sterujące chwytem czy koordynacją ręka – buzia.

W dodatku nie trzeba studiować wydumanych tabelek z kolejnością wprowadzania produktów, ani zapełniać szafek słoiczkami na każdą okazję czy kolekcjonować łyżeczek z melaminy, bo może akurat ta nowa bardziej dzieciakowi podejdzie. Nie trzeba się przejmować czy nasza technika karmienia łyżeczką jest odpowiednia (bo wiedzieliście o tym, że zła technika może szkodzić, prawda?). Nie trzeba marnować czasu na żmudne karmienie, stresowanie się pluciem, wycieraniem buzi. Można po prostu odczekać, obserwować dziecko i pozwalać mu obserwować innych jedzących, a następnie dać mu okazję do sięgania, kiedy będzie gotowe. Odpuść. Twoje dziecko jest kompetentne, zje samo tyle, ile potrzebuje. Daj mu przykład, daj mu okazję, a pokaże Ci jak świetnie daje sobie radę. Proste rozwiązania dają pewność.

Co to jest BLW?

Rozszerzaliśmy starszemu synowi dietę metodą BLW. Och, ile zamieszania w głowach matek uczyniło polskie tłumaczenie tego terminu! Wynikło z tego dość powszechne niezrozumienie tematu. Utożsamiono BLW z kawałkami jedzenia. A to przecież jest dużo szersze. To jest takie podejście, w którym to dziecko decyduje, w jakim tempie odstawi się od mleka. To ono jest największym specjalistą od siebie samego. I nie jest to żadna nowa metoda. Podejście to jest bliskie matkom trójki dzieci. Daje luz matce, wolność dziecku.

Pamiętam, ile radości dało Młodemu własnoręczne nakarmienie się pierwszym brokułem. Z równie pozytywną postawą podchodził do kolejnych posiłków. Odkrztuszanie ogarnął niemal od razu, nigdy nie zdarzyło mu się dzięki temu zadławić. Zdecydowanie samodzielne jedzenie wpłynęło rewelacyjnie na jego motorykę małą, a co za tym idzie na rozwój mowy. Poszedł do przedszkola i nie ma żadnego problemu z jedzeniem. Tymczasem usłyszałam od pani wychowawczyni, że zdarzają się im trzylatki, które autentycznie nie potrafią jeść samodzielnie. Zawsze ktoś ich w domu karmił, od pierwszej łyżeczki i nie wiedział, kiedy przestać. W efekcie inne dzieci zdobywają kompetencje społeczne, uczą się w przedszkolu nowych rzeczy, a ten biedak musi się najpierw nauczyć jeść.

 

Junior ma na liczniku już 17 tygodni, ale nie jest gotowy do rozszerzania diety. Ani nie jest mu to potrzebne – wszak trudno jest pobić kaloryczność i łatwość w przyswajaniu się mleka. Chcę mu także dać tę wspaniałą okazję do rozwoju, jaką jest samodzielne jedzenie już od samego początku. A Ty? Rób, co uważasz. Dziecka marcheweczką po czwartym miesiącu nie zabijesz. Zastanów się jednak – po co? Po co w ogóle rozszerzanie diety? Dlaczego chcę już? Jaki obraz pojawia się w Twojej głowie, kiedy słyszysz o wprowadzaniu dziecku stałych pokarmów: bezwładna lalka czy aktywny bobas?