Początki karmienia piersią

Największy dół przeżyłam już w szpitalu. Byłam w szoku,  że jednak nie udaje mi się tak łatwo karmić. Wiem, że przyczyną było poniekąd cesarskie cięcie. Mój naturalny poród został przerwany, dziecko od samego początku źle się wstawiło, a kiedy zaczęło mu spadać tętno lekarze po prostu ratowali życie i zdrowie wyjmując go operacyjnie. Niemniej byłam wtedy kompletnie nieprzygotowana na taką ewentualność. Nastawiłam się na rodzenie naturalne, chciałam po porodzie kontaktu skóra do skóry i wiedziałam, że to najlepszy sposób na rozpoczęcie karmienia. Nie wzięłam po uwagę, iż pierwszy kontakt ograniczy się do buziaka na sali operacyjnej.

Karmienie piersią po cc

W ciąży do głowy mi nie przyszło zastanawiać się, co zrobię jeśli po porodzie będę unieruchomiona od pasa w dół, wymięta, osłabiona, w szoku, z raną fizyczną i poczuciem straty majaczącym na horyzoncie (ktoś lub coś mi odebrało poród). Nie wpadłam na pomysł przystawienia Młodego na sali pooperacyjnej, ani nikt z personelu tego nie zaproponował. To były pierwsze urodziny w mojej rodzinie od wielu lat, wszyscy byliśmy zdumieni i stremowani. Nowonarodzeni mama i syn potrzebowali snu i odpoczynku, ale w ten sposób pierwsze kilkanaście godzin było pod względem karmienia piersią stracone.

Pierwsze próby odbyły się dopiero na oddziale położniczym. Jak można się domyśleć, były nieudane. Młody nie był zainteresowany ssaniem, a ja co rusz zerkałam nerwowo na plakat z pozycjami do karmienia, który wisiał nad moim łóżkiem, sprawdzając co mogę poprawić. Poród zmienił mój stosunek do ciała i moje myślenie. Cała byłam nastawiona na cel: wykarmić swoje dziecko. Nie przeszkadzały mi położne łapiące za moje piersi i kierujące je do buzi Młodego. Ta sama determinacja kazała mi nie przejmować się cudzymi spojrzeniami podczas odciągania pokarmu laktatorem. A siedziałam wtedy zwykle zupełnie na wprost drzwi na korytarz, którym wędrowały położne, pielęgniarki, lekarze i odwiedzający wszelakich grup wiekowych i płci także wszelakiej. Czy to dlatego nie miałam potem większych oporów przed karmieniem w miejscach publicznych, nawet tak ekstremalnych jak kościół czy remiza strażacka?

Powody podania mm

Położne robiły naprawdę wiele, żeby karmienie naturalne się udało. Były cierpliwe i pomocne. Nie zrażały się. Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest jednak fakt, iż wymusiły na mnie podanie mleka modyfikowanego. Weszły na salę we dwie, dość bojowo nastawione. Argumenty: Młody spadł na wadze i w związku z tym nie będzie wypisu ze szpitala, a będzie żółtaczka. Mówiły prawdę, ale nie całą. Spadek na wadze był w poporodowej normie, wypisu i tak by nie było, bo pani ordynator z zasady noworodki po cc trzyma w szpitalu dłużej, a żółtaczka pojawiła się tak czy tak. Zrozumiałam to jednak dopiero później, wtedy dałam się przekonać. Ta sytuacja pokazuje jeden bardzo ważny aspekt początków laktacji – nawet jeśli świetnie się przygotujesz merytorycznie i będziesz nastawiona na karmienie, jeśli personel nie będzie miał aktualnej wiedzy, to mleko modyfikowane i tak Cię dopadnie.

Ile można odciągnąć laktatorem?

Podały mu je na oddziale noworodkowym. Butelką! Pielęgniarka wróciła do mnie i tryumfalnie obwieściła: „Wypił 60 ml”. Laktatorem ściągałam ledwie 10. Dziewczyna z łóżka obok na moich oczach wylała do umywalki 100 ml odciągniętej siary. Mleko wprost ją zalewało, ją i jej synka, który nie dawał rady tego spijać. Tak łatwo ubzdurać sobie, że ma się za mało pokarmu.

Determinacja do kp

Byłam jednak zdeterminowana,  żeby karmić piersią. Przy którymś tam z rzędu przystawianiu udało się. Załapał! Pamiętam swoje własne zdziwienie i radość, kiedy poczułam pierwszy raz, że faktycznie ciągnie, że ssa. To było niesamowite. Chyba dopiero wtedy uznałam, że faktycznie urodziłam. Nie był to koniec problemów. Tu technika ssania lekko do poprawki, tu nie mogłam ogarnąć karmienia na leżąco, ale od tego momentu było już z górki. „Jakoś poszło, ośle, jakoś poszło” – mówił do mnie mój wewnętrzny Shrek.

Chciałam zostawić Młodego na noc przy sobie, jednak trzeciej doby byłam już tak wyczerpana, że pojechał na „noworodki”. Moja determinacja do karmienia jednak nie spała. Albo obudziła mnie po prostu fizjologia. Nabrzmiałe piersi domagały się maszyny odciągającej. Poczłapałam półprzytomna do dyżurki i mówię, że nawał, że chcę moje dziecko. Pielęgniarka patrzy na mnie i… łaps za pierś. Widocznie musiała potwierdzić diagnozę badaniem. Kazała wrócić do łóżka i poczekać na powrót mydelniczki z Młodym na pokładzie. Okazało się, iż przybyłam po niego w ostatniej chwili. Ponoć domagał się jedzenia i butla już była przygotowana. Poczułam mściwą satysfakcję. What do we say to mm? Not today! I w zasadzie już nigdy więcej.

Pamiętam tę ulgę , którą poczułam na widok pierwszej kropelki siary niedługo przed tym, jak Młody pierwszy raz załapał. W ciąży nie miałam takich wycieków, więc ta maleńka kropla na czubku brodawki jaśniała mi jak klejnot na końcu tunelu w głębokiej kopalni.

Synku, siara dla Ciebie – powiedziałam.

Uwielbiam mleczko – odpowiedział mój syn dwa i pół roku później i przyssał się z radością.