Jak Wiedźmin został ojcem i co z tego wynikło

Niektórym się wydaje, że saga o Wiedźminie, to o zabijaniu potworów i bieganiu po wymyślonej krainie jest. A ona jest o rodzicielstwie. Dysfunkcyjnym i pokracznym, ale nadal – rodzicielstwie.

Za późno na wychowanie

Połknęłam niedawno „Wieżę Jaskółki”. Sapkowski roztacza w niej dość ponurą wizję: rodzice mogą robić mnóstwo bezsensownych, pełnych poświęcenia bzdur, ale cierpią na darmo. Ich dziecko, czy będą chcieli je zatrzymać czy nie, i tak wypełni swoje przeznaczenie.

Widzimy Ciri, która nazywa Yennefer wprost „mateczką”, a i z Geraltem łączą ją silne, choć ambiwalentne więzy. Ma 15 lat. Jej mózg będzie potrzebował jeszcze około 10 lat, żeby w pełni dojrzeć, ale z grubsza jest już ukształtowana. Co było do zrobienia w kwestii wychowania już się dokonało, co było do spieprzenia już zostało spieprzone. Wielka szkoda, że właśnie wtedy jej rodzice „muszą” ją ratować. Chcą kontrolować za wszelką cenę, uniemożliwić poznanie samej siebie i uczenie się na własnych błędach.

Dojrzewanie

W tej książce niemal każdy próbuje tę młodą dziewczynę zniewolić lub choćby zatrzymać. Chcą, aby nadal była dzieckiem, które można uratować. Tylko właściwie przed czym? Autor daje nam dość mocno znać, iż chodzi o odkrycie własnej seksualności. Dostajemy więc cytat z Bettelheima o symbolicznym znaczeniu wchodzenia dziewczyny na szczyt wieży w baśniach. Po kartach powieści błąkają się jednorożce, które przecież jedynie dziewica jest w stanie okiełznać. Na udzie Ciri rozkwita czerwona róża. Nawet bez tego końcowego grania na flecie by się obeszło, chyba wszyscy zrozumieli aluzję.

Starzenie się?

Co pierwszy akt seksualny dziecka oznacza dla rodziców? Sapkowski jest tu bezlitosny. Dla matki – ból i cierpienie, przejście przez bramę matki od młodości do starości. A także (zaskakujące ją samą i otoczenie) przypomnienie sobie o mężu, który od dawna był mniej ważny niż dziecko. Dla ojca – kryzys wieku średniego. Porzucenie pracy i seks pozamałżeński. Przyznajcie, przygnębiająca to wizja, zwłaszcza dla kobiet. Dla samego dziecka, już lepiej – poznanie samego siebie jest źródłem siły.

 

Czytając tę książkę w młodości nawet nie przyszło by mi to wszystko do głowy. Widziałam przygodę, złożony choć wymyślony świat, ciekawa byłam – jak to się wszystko skończy. Teraz jednak jestem na innym etapie życia i wszystko mi się kojarzy. Albo inaczej: czytam teraz przez pryzmat rodzicielskich dylematów, nawet jeśli mam do nich jeszcze kilkanaście lat względnego spokoju. Czy pan Andrzej ma rację z diagnozą współczesnej rodziny, to już inna para kaloszy. A „Wieżę Jaskółki” polecam jako lekturę rozrywkową, jako podręcznik rodzicielstwa już mniej.